Katarzyna Kubicka-Żach: Coraz częściej pojawiają się głosy, że powinno się zmienić niektóre przepisy w ustawie ze stycznia dotyczącej m.in. zmian w prawie wyborczym. Czy teraz są możliwe jakiekolwiek zmiany?

prof. Hubert Izdebski, prawnik, specjalista z zakresu administracji i samorządu terytorialnego: Za blisko jest już do wyborów samorządowych, żeby zmieniać. Takie ustawy powinny obowiązywać odpowiednio długo przed wyborami, najlepiej dopiero od następnej kadencji. Podwójne komisje, kamery, zmiana związana z krzyżykiem - jeśli już wprowadzono nowe rozwiązania, z pewnym wyprzedzeniem, to nie powinno się teraz ich zmieniać, tylko dlatego, że coś nie wychodzi. Po próbie życia w postaci wyborów samorządowych będzie można pomyśleć nad ewentualnymi modyfikacjami.

Wiele osób mówi też, że wybory są zagrożone. Czy Pan się z tym zgodzi, czy to opinie przesadzone?

- To hipotezy, a one czasem weryfikują się pozytywnie. Osobne komisje do przeprowadzenia wyborów i do liczenia głosów wiążą się z problemem, kto ma pilnować tych, którzy liczą. Do tej pory należało pilnować jednej komisji, teraz będzie problem z podwójnymi mężami zaufania i proces kontroli musi być rozszerzony. Kwestia przecinających się linii prostych jest bardziej ocenna niż znak „X” i może spowodować wątpliwości co do tego, czy głos jest ważny, czy nie. Wraz z problemem, co będzie, gdy nie będą działały przewidziane kamery, zaostrza to problem, czy wybory będą ważne. Może to więc stanowić zagrożenie dla wiarygodności wyborów.

Przy wyborach parlamentarnych ważna będzie też kwestia nowej izby w Sądzie Najwyższym, nie wiadomo, jaki będzie miała konkretny skład i aparat pomocniczy.

Czy zwiększenie udziału obywateli w procesie wybierania – tytuł nowej ustawy – będzie Pana zdaniem zapewnione?

- W wyborach nie. Kamery niczego nie zmienią. W ustawie są natomiast dobre rozwiązania w innym zakresie, m.in. dotyczące budżetu obywatelskiego i inicjatywy obywatelskiej, dotąd funkcjonujących bez wyraźnej podstawy ustawowej. Nie można zatem powiedzieć, że tytuł nie odpowiada treści. Ustawa powoduje pewną zmianę, poza rezygnacją z okręgów jednomandatowych w gminach powyżej 20 tys. mieszkańców, jeśli chodzi o podział na okręgi wyborcze. Normy mandatów zmieniono, a takie odświeżenie może być dobre, pod warunkiem że jest dobrze przeprowadzone. Nowe  dostosowanie podziału na okręgi powinno być dopasowane do tego, jak mieszkańcy są istotnie rozmieszczeni na danym obszarze.

Czy można powiedzieć, że podział na okręgi jest obecnie dobrze przeprowadzany?

- Słychać narzekania, między innymi dlatego, że okręgi mogą być teraz mniejsze niż tam, gdzie były jako wielomandatowe. Okręgi powinny być powiązane z sołectwami lub innymi jednostkami pomocniczymi w gminach. Nie jest to takie proste, kiedy w okręgu jest kilka mandatów, bowiem prościej było w okręgach jednomandatowych. 

PKW zamieściła na razie kilka uchwał dotyczących odwołań.

- Czy będzie więcej, okaże się, bo jesteśmy w trakcie procedury. Można powiedzieć, że skoro zmiany wprowadzono późno, to nie wszystko może wyjść.

Czy według Pana wprowadzenie dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów to dobre rozwiązanie?

- Mnie się nie podoba. Dobrze, że chociaż przedłużono kadencję, bo 10 lat to lepiej niż osiem. Ale, prawdę mówiąc, pozbawiono wyborców czynnego prawa wyborczego - chcą kogoś wybrać, a im nie wolno. Różne organy konstytucyjne mają określone kadencje, samorządy dotychczas nie miały, jak się wydaje - zwłaszcza po 2002 r. - z bardzo prozaicznego powodu.
 

Szukasz więcej informacji dotyczących samorządu?
Poznaj LEX Administracja >>
Zdobądź wiedzę, dzięki której Twoja praca stanie się łatwiejsza


Mianowicie tak naprawdę to trzeba by odpowiedzieć na pytanie: jak można określić pozycję wójta, burmistrza i prezydenta miasta – czy to polityk, czy menedżer. Menedżerów się na kadencje nie wybiera, a polityka owszem. Menadżera wybiera się po to, żeby dobrze zarządzał.

Dopóki nie będzie jasno sformułowane, po co są wójtowie, burmistrzowie i prezydenci, nie będzie do końca wiadomo, za co ponoszą odpowiedzialność, choćby przed tymi samymi wyborcami. A wyborcy mają prawo oczekiwać, że jak ktoś będzie dobry, to będzie długo działał. A co więcej – jak dobrze działa, to będzie dobrze zarabiał. Jak ma być dobrym menadżerem, to nie może zarabiać znacznie mniej niż jego kolega, który ma mniejszą odpowiedzialność, bo nie kieruje aż tak szczególnym wielobranżowym przedsiębiorstwem, jakim jest gmina. Z kolei polityk może zarabiać mniej, bo rynek polityków jest odrębny od rynku menadżerów.

Jak to określić, czy to polityk czy menadżer?

- Od tego są wyborcy i rada. Może chcą kogoś z nadania partyjnego, a może kogoś, kto będzie dobrze zarządzał mieniem, dbał o pieniądze, wyposażenie bibliotek itp., a nie tylko przemawiał i przecinał wstęgi. To jest samorząd - nie musi być tak samo w każdej gminie w Polsce. A jakie stworzyć ramy w tym zakresie, to wymaga dyskusji wszystkich zainteresowanych i stworzenia im możliwości wypowiedzenia się.

A czy pensja wójta i np. prezydenta dużego miasta powinna być zróżnicowana?

- Ona jest trochę zróżnicowana. Widełki nie są jednakowe, w stosunku do gmin wiejskich są niższe. Nie możemy więc mówić, że nie ma zróżnicowania, ale wydaje się ono za małe. To zróżnicowanie powinno być, ale znowu – muszą o nim decydować sami radni i pośrednio mieszkańcy. Ale powiem pani, że we Francji w 2016 r. wprowadzono przepisy, które określiły minimalne wynagrodzenie merów małych miejscowości poniżej 1000 mieszkańców, na 800 euro.

Większość z nich, których źródłem utrzymania nie jest, bo nie może być, samorząd (u nas tak jest u sołtysów), zaprotestowało, bo uznali, że należy się im mniej. Wszelkie więc odgórne regulowanie - w górę, czy w dół powinno być  rozsądne i stwarzać możliwości decydowania lokalnego. Powinny o tym decydować – najwyżej w ramach szeroko zarysowanych przez ustawodawcę - same organy stanowiące, bo to jest istota samorządu.